Na pierwszy rzut wybrałam Chorwację, która w sezonie nie musi kojarzyć się jedynie z tłumem turystów. Alternatywą są wyspy, gdzie każdy znajdzie swój mały raj. Aby poznać jeden z moich, musimy wykazać się aktywnością, ale ukryta plaża jest tego warta!
Niektórzy pewnie odliczają już dni do urlopu. Tym bardziej, że upalny początek czerwca zmniejsza naszą produktywność w pracy, w szkole czy w domu. Abyście mogli spełnić swoje marzenia o idealnym resecie podczas wakacji, postanowiłam rozpocząć cykl „Sekretne plaże Bałkanów”. Nie będą to tylko miejsca usytuowane na wybrzeżu, ale i nad rzeką czy jeziorem.
Kiedy przeglądałam dzisiaj album ze zdjęciami z wakacji z rodziną, które odbyłam jeszcze jako nastolatka właśnie do Chorwacji, przypomniałam sobie jak wielkie wrażenie zrobiły na mnie wyspy. Pamiętam te klify, skaliste urwiska nad turkusową wodą i zatoczki, w których cumowały małe łódeczki. Wówczas marzyłam o tym, żeby jak najwięcej takich miejsc odkryć, by poczuć się przez chwilę, że należą tylko do mnie. Mam szczęście, bo mi się udało, a każdego roku odkrywam swój kolejny raj na Bałkanach. Tak jak południowcy dzielą się ze mną swoim bogactwem, wskazując drogę, tak ja oddam Wam jego część.
Usytuowana w zatoce Kvarner wyspa Cres łączy się za pomocą mostu z kolejną zwaną Lošinj. Daje to nam jeszcze więcej możliwości, by odnaleźć swoją idealną plażę.
Niecałe 30 minut trwa podróż promem z miejscowości Valbiska na popularnej wyspie Krk do naszego celu. Podobna odległość dzieli nas z Zagorje na Istrii. A więc, jeśli kochasz naturę, unikalne otoczenie, aktywną turystykę, wędrówki, rajskie żwirowe plaże i jezioro to 66 km wyspy spełni Wasze oczekiwania. Do tego wszystkiego pozostałości starożytnych miast, wpływy weneckie i kamienne miasteczka, gdzie czas się zatrzymał.
Strzałem w dziesiątkę jest Lubenice, której historia sięga czterech tysięcy lat, a sama miejscowość położona jest na wysokości 378 m n.p.m. Już sam dojazd do niej tymi małymi, wąskimi, kamienistymi dróżkami wśród pięknej przyrody jest przygodą. Nie należy się przerażać, gdyż Fiat Panda bez problemu dotarł na samą górę, gdzie na wjeździe znajduje się parking w okolicach kościoła. W sezonie jest on płatny, ale już we wrześniu jesteśmy zwolnieni z opłat. Gdy tylko zaparkujemy i wyjdziemy z auta, rozpościera się widok na przepiękną plażę. Początkowo wydaje się na piaszczystą, ale po ok. 45 min spacerze w dół czeka na nas niespodzianka w postaci małego żwirku.
Na kamieniach w okolicach parkingu zauważymy drogowskaz, wskazujący kierunek, w którym należy podążać. Na ten bardziej wymagający spacer warto zabrać buty z grubszą podeszwą i zaopatrzyć się w wodę oraz nakrycie na głowę w upalny dzień. Po pewnym czasie naszej wędrówki należy na rozwidleniu skręcić w prawo. W przeciwnym razie obralibyśmy kierunek do Błękitnej Groty (Plava Grota), ale to innym razem, gdyż zakładamy, że naszym celem odpoczynku jest Plaża Świętego Iwana (Plaža Sv. Ivan). I tak w czterdzieści parę minut znajdujemy się prawie na końcu świata. O stromym zejściu szybko zapominamy, gdy tylko ułożymy się na żwirowej plaży otoczonej bujną roślinnością. Mieniąca się zielono-turkusowo-niebieska woda w zależności od padającego światła i pory dnia wprawi nas w rajski nastrój. Nie bez powodu miejscówka zaliczana jest do czołówki najpiękniejszych plaż w Europie. Lubiana jest też przez naturystów, którzy w jej krańcach znajdują schronienie przed słońcem. Poza sezonem możemy poczuć się tutaj jak Robinson Crusoe.
Gdzie się nie odwrócimy jest pięknie. Wystarczy, że podniesiemy głowę do góry, zaobserwujemy dostojność Lubenic, rozpościerającej się na poszarpanych skałach.
Obecnie mieszka tam kilka osób, ale w sezonie wakacyjnym, co piątek w kościele odbywają się koncerty muzyki poważnej, więc możemy liczyć na więcej odwiedzających. Ta tradycja rozpoczęła się w latach 90-tych ubiegłego wieku i nosi nazwę Lubeničkie večeri, czyli Lubenickie wieczory. By jednak z plaży dotrzeć ponownie na górę czeka nas bardziej wyczerpująca droga pod górę. Nagrodą może być zachód słońca. Po tak aktywnym dniu ukoronowaniem sielanki mogą być odwiedziny w wyspiarskich tawernach, które nie tylko oferują domowe wino, ale i jagnięcinę, świeże ryby i inne pyszności.
Cres oferuje nam jeszcze wiele pięknych miejsc, które nie tylko przyrodą, ale i architekturą różnią się od tych na wyspach w Dalmacji. W sezonie nie należą one do zatłoczonych w porównaniu z innymi znanymi typu Krka. Brakuje tu wielkich kompleksów hotelowych, co stanowi duży atut. Zawsze też możemy gdzieś odbić i znaleźć swoją zatoczkę na odpoczynek. Ja bez problemu rozbiłam się na dziko za pozwoleniem przemiłych sąsiadów. Wyspa posiada dobrze rozbudowaną bazę kempingową – od tych bardziej obleganych pól namiotowych, ale pięknie położonych jak Slatina, po te mniejsze jak Zdovica (https://camp-zdovica.com/). Przyjeżdżając w drugą miejscówkę, musimy liczyć się z faktem, że auto zostawiamy na górze, a małym transportem dowieziemy bagaż. To urokliwe miejsce praktycznie jest wolne od samochodów. Kilka metrów od plaży znajdziemy nawet mały plac zabaw, co zapewne jest plusem dla rodzin liczących na spokojny odpoczynek z dala od tłumów.
Przekonajcie się sami!
A może ktoś z Was zaznał już smaku raju na Cresie?
Jeśli nie, to byle do wakacji 😉